Wrocław - Ostrowiec Świętokrzyski - etap pierwszy
Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano:02.05.2011Kategoria >100, Świętokrzyskie 2011, >200
PROLOG
Równo rok temu przeszedłem operację kolana, po której przez 3 tygodnie nie byłem w stanie funkcjonować samodzielnie, przez kolejne kilka tygodni skazany byłem na opiekę. Przez ten ciężki dla mnie okres moglem liczyć na moją żonę, która wykazała nadludzką siłę i cierpliwość poświęcając dla mnie cały swój czas, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Jej też chciałem zadedykować tę wyprawę.
Może dla niektórych te kilometry nic nie znaczą, ale dla mnie jest to jakiś wyczyn.
Pierwszy etap - Wrocław - Zawiercie
Po piątkowych przygotowaniach (pakowanie, prowiant) wstałem o 4.45 i po śniadanku wyruszyłem w trasę o 5.30. Już na pierwszych kilometrach pojawiły się problemy techniczne - spadała mi torba mocowana na kierownicy. Szybko jednak zastosowałem rozwiązanie, które sprawdziło się w 100%. Jechało się świetnie, pomimo lekkiego wiatru w twarz. Szybko okazało się, że wytyczona przeze mnie trasa prowadzi nie tylko przez drogi asfaltowe, ale i gruntowe. Tak było od Rogalic do Mąkoszyc, a później z Pokoju do Murowa. Pomyliłem także drogę w Zagwiździu i aby dojechać do trasy, ok. 5 km przejechałem prze las (Grabice - Budkowice Stare). Duży uśmiech na mojej twarzy wywołała niemiecka nazwa miasta Dobrodzień, która brzmi po prostu Gutentag :). Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie Lubliniec, który ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć ścieżek rowerowych. Przez całe miasto po nich jechałem, ciągnęła się również przez wiele kilometrów za miastem w kierunku Koszęcina. Ostatnie 40 km przejechane w deszczu, miejscami bardzo obfitym, oraz burzą. Do Zawiercia dojechałem przemoczony do suchej nitki, ale w bardzo dobrej kondycji. Ciocia czekała na mnie z zalewajką i naleśnikami z serem, a na deser sernik i piwko!
Na trasie miałem tylko jeden kryzys, pomiędzy 160 a 170 km, ale posiłek makaronowy spowodował szybką regenerację!
Równo rok temu przeszedłem operację kolana, po której przez 3 tygodnie nie byłem w stanie funkcjonować samodzielnie, przez kolejne kilka tygodni skazany byłem na opiekę. Przez ten ciężki dla mnie okres moglem liczyć na moją żonę, która wykazała nadludzką siłę i cierpliwość poświęcając dla mnie cały swój czas, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Jej też chciałem zadedykować tę wyprawę.
Może dla niektórych te kilometry nic nie znaczą, ale dla mnie jest to jakiś wyczyn.
Pierwszy etap - Wrocław - Zawiercie
Po piątkowych przygotowaniach (pakowanie, prowiant) wstałem o 4.45 i po śniadanku wyruszyłem w trasę o 5.30. Już na pierwszych kilometrach pojawiły się problemy techniczne - spadała mi torba mocowana na kierownicy. Szybko jednak zastosowałem rozwiązanie, które sprawdziło się w 100%. Jechało się świetnie, pomimo lekkiego wiatru w twarz. Szybko okazało się, że wytyczona przeze mnie trasa prowadzi nie tylko przez drogi asfaltowe, ale i gruntowe. Tak było od Rogalic do Mąkoszyc, a później z Pokoju do Murowa. Pomyliłem także drogę w Zagwiździu i aby dojechać do trasy, ok. 5 km przejechałem prze las (Grabice - Budkowice Stare). Duży uśmiech na mojej twarzy wywołała niemiecka nazwa miasta Dobrodzień, która brzmi po prostu Gutentag :). Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie Lubliniec, który ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć ścieżek rowerowych. Przez całe miasto po nich jechałem, ciągnęła się również przez wiele kilometrów za miastem w kierunku Koszęcina. Ostatnie 40 km przejechane w deszczu, miejscami bardzo obfitym, oraz burzą. Do Zawiercia dojechałem przemoczony do suchej nitki, ale w bardzo dobrej kondycji. Ciocia czekała na mnie z zalewajką i naleśnikami z serem, a na deser sernik i piwko!
Na trasie miałem tylko jeden kryzys, pomiędzy 160 a 170 km, ale posiłek makaronowy spowodował szybką regenerację!
Dane wycieczki:
Km: | 222.20 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 09:05 | km/h: | 24.46 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 490m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj