Tour de Wybrzeże 3/4
Środa, 2 maja 2012 | dodano:07.05.2012Kategoria Tour de Wybrzeże
Pomimo dobrych warunków nie spałem zbyt dobrze, często się budziłem. Wstaję o 6.30 z myślą, aby wcześniej wyjechać. Jednak fakt, że nie spakowałem się wieczorem bo rower stał na korytarzu spowodował, że wyjechałem ok 8. Z Darłowa wyskakuję DW203 by po chwili zgodnie z R10 odbić na Cisowo, w piękną aleję.
Piękną poranną pogodę póki co bezwietrzną potwierdzają nieruchome wiatraki, które to są nieodzownym elementem krajobrazu Pomorza.
W kopaniu wjeżdżam na fragment drogi gruntowej dojeżdżam do Palczewic, by przez Drozdowo, Barzowice i Rusinowo dojechać do Jarosławca, do którego ostatni fragment drogi prowadzi byłem pasem startowy lotniska wojskowego.
Tu też zaliczam swoją kolejną latarnie na swoim szlaku.
W dalszej drodze kieruję się nieco na południe zgodnie z R10. Mijam Kolejno Jezierzany, Korlino, Królewo, Zaleskie (gdzie przecinam DW203). W Starkowie wskakuję na drogę gruntową, którą docieram do samej Ustki. Przed samym miasteczkiem spotykam jadącego w przeciwnym kierunku niemieckiego sakwiarza, który pomaga mi wtargać rower na mostek, wracając się pp przyczepę, którą zostawił na drugiej stronie rzeki. Chwilę pogadaliśmy - wyjechał z Frankfurtu nad Odrą, dojechał do Okręgu Kaliningradzkiego i wzdłuż Wybrzeża wracał na zachód. Ja na chwilę gubię szlak, by po chwili znaleźć się w Ustce.
Znam miasteczko, gdyż w zeszłym roku spędziłem tam wakacje więc sprawnie znajduję latarnię i deptak.
W Ustce znowu strasznie wiało. Zimny wiatr spowodował, że musiałem założyć kurtkę. Zjadam długie śniadanko i jadę dalej. W Rowach wkraczam na najładniejszy odcinek tego dnia - Słowiński Park Narodowy. Jadę wzdłuż Jeziora Gardno przez przepiękny las. Przyroda cudowna.
Jakkolwiek pierwszą latarnię (Kikut) koło Międzyzdrojów przegapiłem, do tej w Czołpinie nie jadę celowo, czego z perspektywy czasu żałuję.
Zaraz przed Smołdzinem doganiam sakwiarza z Gliwic, który ciągnie przyczepkę. Chciał jechać plażą, jednak piasek okazał się zbyt mało ubity. Moją uwagę zwraca jego ładowarka do telefonu podłączona do dynama w piaście. Ciekawe rozwiązanie! Wspólnie jedziemy do Łokciowego, gdzie mój towarzysz zatrzymuje się na odpoczynek a ja jadę dalej do Kluk. W Klukach impreza na całego - Czarne wesele - impreza związana z rozpoczęciem kopania torfu, który w dawnych czasach służył do palenia w piecu podczas zimy.
Tu ponownie wskakuję na drogę gruntową i zaczyna się mój pechowy odcinek. Najpierw zauważam, że mam flaka w przednim kole. Podpompowałem - okazało się że dętka trzyma. Następnie na rozwidleniu jadę w lewo wzdłuż jeziora. Po chwili robi się grząsko, kilkakrotnie zsiadam z roweru gdyż nie uciągniesz! Przy okazji zanurzając buta w bagienku. Jadąc dalej widzę niedużą kałużę. Próbując ją przejechać, okazuje się że to półmetrowy dół i zaliczam klasyczne OTB, ciągnąc jeszcze za sobą rower zanim mi się wypięły SPD. Na szczęście nic mi się nie stało, nieco się uwaliłem w błocie. Rower i sakwy też całe. Obmywam się w jeziorze wsiadam na rower i po minucie - znowu gleba! tym razem ugrzązłem w błocie i nie zdążyłem się wypiąć.Uff... Znowu mycie, tym razem sakwy ubłocone nieco bardziej. Jadę jeszcze kilkadziesiąt metrów moja nadzieja na to, że grząski teren wreszcie się skończy umiera i postanawiam zawrócić do rozwidlenia. Tym razem na rozwidleniu w prawo. Początkowy odcinek niewiele lepszy, napotkani z naprzeciwka sakwiarze zapewniają, że od mostu, czyli za jakiś kilometr droga już się poprawi...
Następnie intuicyjnie odbijam w lewo na Zgierz, po czym droga prowadzi mnie na... czyjeś podwórko. Okazuje się, że po prostu została zaniedbana, mieszkaniec przeprowadził mnie na swoje podwórko. Napełnił mi również bidon wodą, tym samym ocalił mi chyba życie :) Po kilkunastu minutach docieram do drogi asfaltowej na Izbice po czym drogą gruntową, mocno zapiaszczoną,prze Gać(ie) wyczerpany, wygłodniały zajeżdżam do Łeby.
Wpadam do pierwszej napotkanej restauracji i za 13 PLN zjadam obiad z dwóch dań, w tym drugie danie ma dwa duże kawały pieczonego karczku! Niesamowicie niska cena. Widząc szyld nad restauracji - "Pokoje do wynajęcia" postanowiłem zapytać o możliwość noclegu. Okazuje się, że wolny jest tyko "apartament" i dla jednej osoby raczej niechętnie go wynajmą. Ale właściciele proponują mi nocleg w innym miejscu, wykonują telefon potwierdzając dostępność. Ląduję nad samym morzem (ul. Chełmońskiego 1A). Bardzo sympatyczna właścicielka zamienia mi nawet pokój na większy, abym mógł się zmieścić z rowerem. Zmieniam jeszcze dętkę, poprawiam sakwy, zamiatam po sobie bo poleciało sporo zaschniętego błota z roweru i sakiew. Oglądam jeszcze konkurs na przebój mistrzostw zachwycam się Koko Euro Spoko i zasypiam jak zabity.
Aleja bukowa© Nomisek
Piękną poranną pogodę póki co bezwietrzną potwierdzają nieruchome wiatraki, które to są nieodzownym elementem krajobrazu Pomorza.
Stały element krajobrazu© Nomisek
W kopaniu wjeżdżam na fragment drogi gruntowej dojeżdżam do Palczewic, by przez Drozdowo, Barzowice i Rusinowo dojechać do Jarosławca, do którego ostatni fragment drogi prowadzi byłem pasem startowy lotniska wojskowego.
Tu też zaliczam swoją kolejną latarnie na swoim szlaku.
Jarosławiec - Latarnia morska© Nomisek
W dalszej drodze kieruję się nieco na południe zgodnie z R10. Mijam Kolejno Jezierzany, Korlino, Królewo, Zaleskie (gdzie przecinam DW203). W Starkowie wskakuję na drogę gruntową, którą docieram do samej Ustki. Przed samym miasteczkiem spotykam jadącego w przeciwnym kierunku niemieckiego sakwiarza, który pomaga mi wtargać rower na mostek, wracając się pp przyczepę, którą zostawił na drugiej stronie rzeki. Chwilę pogadaliśmy - wyjechał z Frankfurtu nad Odrą, dojechał do Okręgu Kaliningradzkiego i wzdłuż Wybrzeża wracał na zachód. Ja na chwilę gubię szlak, by po chwili znaleźć się w Ustce.
Przed Ustką© Nomisek
Znam miasteczko, gdyż w zeszłym roku spędziłem tam wakacje więc sprawnie znajduję latarnię i deptak.
Ustka - Latarnia© Nomisek
W Ustce znowu strasznie wiało. Zimny wiatr spowodował, że musiałem założyć kurtkę. Zjadam długie śniadanko i jadę dalej. W Rowach wkraczam na najładniejszy odcinek tego dnia - Słowiński Park Narodowy. Jadę wzdłuż Jeziora Gardno przez przepiękny las. Przyroda cudowna.
Słowiński Park Narodowy - Jezioro Gardno© Nomisek
Jakkolwiek pierwszą latarnię (Kikut) koło Międzyzdrojów przegapiłem, do tej w Czołpinie nie jadę celowo, czego z perspektywy czasu żałuję.
Słowiński PN© Nomisek
Zaraz przed Smołdzinem doganiam sakwiarza z Gliwic, który ciągnie przyczepkę. Chciał jechać plażą, jednak piasek okazał się zbyt mało ubity. Moją uwagę zwraca jego ładowarka do telefonu podłączona do dynama w piaście. Ciekawe rozwiązanie! Wspólnie jedziemy do Łokciowego, gdzie mój towarzysz zatrzymuje się na odpoczynek a ja jadę dalej do Kluk. W Klukach impreza na całego - Czarne wesele - impreza związana z rozpoczęciem kopania torfu, który w dawnych czasach służył do palenia w piecu podczas zimy.
Czarne wesele w Klukach© Nomisek
Tu ponownie wskakuję na drogę gruntową i zaczyna się mój pechowy odcinek. Najpierw zauważam, że mam flaka w przednim kole. Podpompowałem - okazało się że dętka trzyma. Następnie na rozwidleniu jadę w lewo wzdłuż jeziora. Po chwili robi się grząsko, kilkakrotnie zsiadam z roweru gdyż nie uciągniesz! Przy okazji zanurzając buta w bagienku. Jadąc dalej widzę niedużą kałużę. Próbując ją przejechać, okazuje się że to półmetrowy dół i zaliczam klasyczne OTB, ciągnąc jeszcze za sobą rower zanim mi się wypięły SPD. Na szczęście nic mi się nie stało, nieco się uwaliłem w błocie. Rower i sakwy też całe. Obmywam się w jeziorze wsiadam na rower i po minucie - znowu gleba! tym razem ugrzązłem w błocie i nie zdążyłem się wypiąć.Uff... Znowu mycie, tym razem sakwy ubłocone nieco bardziej. Jadę jeszcze kilkadziesiąt metrów moja nadzieja na to, że grząski teren wreszcie się skończy umiera i postanawiam zawrócić do rozwidlenia. Tym razem na rozwidleniu w prawo. Początkowy odcinek niewiele lepszy, napotkani z naprzeciwka sakwiarze zapewniają, że od mostu, czyli za jakiś kilometr droga już się poprawi...
R10 - bagno© Nomisek
Następnie intuicyjnie odbijam w lewo na Zgierz, po czym droga prowadzi mnie na... czyjeś podwórko. Okazuje się, że po prostu została zaniedbana, mieszkaniec przeprowadził mnie na swoje podwórko. Napełnił mi również bidon wodą, tym samym ocalił mi chyba życie :) Po kilkunastu minutach docieram do drogi asfaltowej na Izbice po czym drogą gruntową, mocno zapiaszczoną,prze Gać(ie) wyczerpany, wygłodniały zajeżdżam do Łeby.
W Gaciach dużo piachu© Nomisek
Wpadam do pierwszej napotkanej restauracji i za 13 PLN zjadam obiad z dwóch dań, w tym drugie danie ma dwa duże kawały pieczonego karczku! Niesamowicie niska cena. Widząc szyld nad restauracji - "Pokoje do wynajęcia" postanowiłem zapytać o możliwość noclegu. Okazuje się, że wolny jest tyko "apartament" i dla jednej osoby raczej niechętnie go wynajmą. Ale właściciele proponują mi nocleg w innym miejscu, wykonują telefon potwierdzając dostępność. Ląduję nad samym morzem (ul. Chełmońskiego 1A). Bardzo sympatyczna właścicielka zamienia mi nawet pokój na większy, abym mógł się zmieścić z rowerem. Zmieniam jeszcze dętkę, poprawiam sakwy, zamiatam po sobie bo poleciało sporo zaschniętego błota z roweru i sakiew. Oglądam jeszcze konkurs na przebój mistrzostw zachwycam się Koko Euro Spoko i zasypiam jak zabity.
Dane wycieczki:
Km: | 137.50 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 07:29 | km/h: | 18.37 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj