Wpisy archiwalne w kategorii
>100
Dystans całkowity: | 3105.23 km (w terenie 198.50 km; 6.39%) |
Czas w ruchu: | 120:29 |
Średnia prędkość: | 22.51 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.40 km/h |
Suma podjazdów: | 6097 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (79 %) |
Suma kalorii: | 7983 kcal |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 129.38 km i 5h 44m |
Więcej statystyk |
Tour de Wybrzeże 4/4
Czwartek, 3 maja 2012 | dodano:28.05.2012Kategoria >100, Tour de Wybrzeże
Ostatni etap wycieczki, calutki wzdłuż lini brzegowej. Wyruszam wcześniej bo o 7. Miejscowy rowerzysta wyprowadza mie na szlak. Piękne, leśne trasy. Bez dwóch zdań najładniejszy odcinek. A ilość rowerzystów na ścieżce rowerowej z Władysłąwowa na Hel niewyobrażalna. Po prostu tłumy. Do celu a więc do Helu docieram ok 14 z myślą aby załapać się na prom do Gdyni o 14.30. Po szybkiej wizycie pod latarnią zawijam do portu, gdzie okazuje się, że bilet kosztuje 40 PLN! Powodem wysokiej ceny był fakt, że bybł to kurs specjalny obsługiwany przez jakiegoś prywatnego przewoźnika. Grzecznie podziękowałem i zakupiłem bilet na następny prom do Gdańska (na 15.30) za 20 PLN. Wolny czas poświęcam na obiad.
Jeszcze przed promem spotykam niemieckiego sakwiarza podróżującego z Bremy do Talina lub lub nawet do Petersurga jak mu wystarczy czasu. Okazuje się, że mamy takie same imiona! Cały rejs poświęcamy rozmowie i wymianie wrażeń.
Po dwóch godzinach docieramy do Gdańska, żegnamy się - Konrad zostaje na no w Gdańsku a ja uderzam na Gdynię skąd mam pociąg. Podróż spędzam z dwiema sakwiarkami z Wrocłąwia, które również podróżowały Wybrzeżem, tyle że z Kołobrzegu. I one przejechały bagnisty szlak z Kluk do Izbic! Szacun!
Należy wspomnieć, że do pociągu który nie miał wagony rowerowego weszło ok. 13 rowerów! TLK - Tani Letni Koszmar!
Jeszcze przed promem spotykam niemieckiego sakwiarza podróżującego z Bremy do Talina lub lub nawet do Petersurga jak mu wystarczy czasu. Okazuje się, że mamy takie same imiona! Cały rejs poświęcamy rozmowie i wymianie wrażeń.
Po dwóch godzinach docieramy do Gdańska, żegnamy się - Konrad zostaje na no w Gdańsku a ja uderzam na Gdynię skąd mam pociąg. Podróż spędzam z dwiema sakwiarkami z Wrocłąwia, które również podróżowały Wybrzeżem, tyle że z Kołobrzegu. I one przejechały bagnisty szlak z Kluk do Izbic! Szacun!
Należy wspomnieć, że do pociągu który nie miał wagony rowerowego weszło ok. 13 rowerów! TLK - Tani Letni Koszmar!
Wydmy w tle - Słowiński PN© Nomisek
Na czerwonym szlaku - Słowiński PN© Nomisek
Stilo - latarnia morska© Nomisek
Droga ze Stilo do Lubiatowa© Nomisek
Jastrzębia Góra© Nomisek
Rozewie - Latarnia morska© Nomisek
Samolot - restauracja© Nomisek
Rozewie - widok na morze© Nomisek
Hel - osiągnięty cel© Nomisek
Hel - Latarnia morska© Nomisek
Obrońcom Helu© Nomisek
Hel - port 1© Nomisek
Hel - port 2© Nomisek
Hel - kuter w porcie© Nomisek
Przed promem© Nomisek
Konrad&Konrad© Nomisek
Rower na pormie© Nomisek
Do domu - z toważyszkami podróży w PKP© Nomisek
Dane wycieczki:
Km: | 148.00 | Km teren: | 70.00 | Czas: | 07:29 | km/h: | 19.78 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Tour de Wybrzeże 2/4
Wtorek, 1 maja 2012 | dodano:05.05.2012Kategoria >100, Tour de Wybrzeże
Pobudka o 7, śniadanko i wyruszam na drugi odcinek. Kieruję się na Trzebiatów. Okazuje się, że jest to bardzo ładne, założone w 13 wieku miasteczko. Mam przyjemność zobaczyć jedyną basztę, która się zachowała oraz fragment muru obronnego. Bardzo ładnie wygląda również rynek.
Po kilku kilometrach znowu wracam nad samo Wybrzeże. Przejeżdżam przez całkiem przyjemne miejscowiści - Mrzeżyno i Dźwirzyno, połączone ścieżką rowerową.
O 11 dojeżdżam do Kołobrzegu. Przejeżdżam obok stadionu Kotwicy i kieruję się pod Latarnię.
Chwila odpoczynku połączona z drugim śniadankiem i przebijam się przez Bulwar nadmorski, na którym są tysiące ludzi! Wyjeżdżając z Kołobrzegu popełniam błąd, bo kieruję się na DK11, zamiast do Ustronia Morskiego dostać się czerwonym szlakiem wzdłuż linii brzegowej. Uświadamia mnie o tym później spotkany sakwiarz z Gliwic. Jednak od Ustronia jadę już R10, znajomą trasą (przed trzema laty miałem okazję nią przejechać z Mielna). Zaliczam trzecią latarnię - które nomen omen są niejako tematem przewodnim mojej wycieczki.
Wiatr dokucza niemiłosiernie, cały czas zimno. Jadę co prawda w krótkich spodenkach, Ale na górze mam trzy warstwy z długim rękawem i wcale mi nie jest gorąco. I cały czas pod dosyć mocny wiatr. Mijam Mielno a w Łazach zjadam pysznego karmazyna prosto z wędzarki. Mniam!
Zaraz za Łazami poczułem, że się "gotuję". Zupełnie nagle zrobiło mi sie gorąco. Zdejmuję więc zbęne warstwy i jadę wreszcie na krótko! Moje morale automatycznie podskoczyło znacznie.
Ok 17 osiągam cel dzisiejszego dnia - Darłowo. Przejazd przez rynek i na cel biorę kolejną latanię latarnię morską w pobliskim Darłówku.
Wracam do Darłowa i przy pierwszej próbie znajduję kwaterę na nocleg na ulicy Morskiej. Pensjonat świeżutki, jeszcze pachnie farbą. Tym razem rower zostaje na korytarzu przypięty do poręczy.
Jeszcze przejazd przez miasteczko w poszukiwaniu kremu do golenia, jednak nigdzie nie znajduję. Na pocieszenie kupuję piwo i wracam do pokoju.
Ten dzień za sprawą silnego wiatru strasznie mnie zmęczył. A wiatr był momentami tak silny, że na sporym zjeździe trudno mi było utrzymać prędkość na poziomie 20 km/h!
Trasa: Niechorze - Trzebiatów - Mrzeżyno - Dźwirzyno - Kołobrzeg - Ustronie Morskie - Gąski - Sorbinowo - Mielno - Łazy - Sucha Koszalińska - Dąbki - Darłowo - Darłówko
Trzebiatów - Baszta Kaszana© Nomisek
Trzebiatów - Ratusz© Nomisek
Po kilku kilometrach znowu wracam nad samo Wybrzeże. Przejeżdżam przez całkiem przyjemne miejscowiści - Mrzeżyno i Dźwirzyno, połączone ścieżką rowerową.
Kokpit© Nomisek
O 11 dojeżdżam do Kołobrzegu. Przejeżdżam obok stadionu Kotwicy i kieruję się pod Latarnię.
Stadion Kotwicy© Nomisek
Chwila odpoczynku połączona z drugim śniadankiem i przebijam się przez Bulwar nadmorski, na którym są tysiące ludzi! Wyjeżdżając z Kołobrzegu popełniam błąd, bo kieruję się na DK11, zamiast do Ustronia Morskiego dostać się czerwonym szlakiem wzdłuż linii brzegowej. Uświadamia mnie o tym później spotkany sakwiarz z Gliwic. Jednak od Ustronia jadę już R10, znajomą trasą (przed trzema laty miałem okazję nią przejechać z Mielna). Zaliczam trzecią latarnię - które nomen omen są niejako tematem przewodnim mojej wycieczki.
Gąski - Latarnia© Nomisek
Wiatr dokucza niemiłosiernie, cały czas zimno. Jadę co prawda w krótkich spodenkach, Ale na górze mam trzy warstwy z długim rękawem i wcale mi nie jest gorąco. I cały czas pod dosyć mocny wiatr. Mijam Mielno a w Łazach zjadam pysznego karmazyna prosto z wędzarki. Mniam!
Zaraz za Łazami poczułem, że się "gotuję". Zupełnie nagle zrobiło mi sie gorąco. Zdejmuję więc zbęne warstwy i jadę wreszcie na krótko! Moje morale automatycznie podskoczyło znacznie.
Ok 17 osiągam cel dzisiejszego dnia - Darłowo. Przejazd przez rynek i na cel biorę kolejną latanię latarnię morską w pobliskim Darłówku.
Darłowo - Rynek© Nomisek
Darłowo - Baszta© Nomisek
Darłówko - Latarnia© Nomisek
Darłówko - Port© Nomisek
Wracam do Darłowa i przy pierwszej próbie znajduję kwaterę na nocleg na ulicy Morskiej. Pensjonat świeżutki, jeszcze pachnie farbą. Tym razem rower zostaje na korytarzu przypięty do poręczy.
Jeszcze przejazd przez miasteczko w poszukiwaniu kremu do golenia, jednak nigdzie nie znajduję. Na pocieszenie kupuję piwo i wracam do pokoju.
Ten dzień za sprawą silnego wiatru strasznie mnie zmęczył. A wiatr był momentami tak silny, że na sporym zjeździe trudno mi było utrzymać prędkość na poziomie 20 km/h!
Trasa: Niechorze - Trzebiatów - Mrzeżyno - Dźwirzyno - Kołobrzeg - Ustronie Morskie - Gąski - Sorbinowo - Mielno - Łazy - Sucha Koszalińska - Dąbki - Darłowo - Darłówko
Dane wycieczki:
Km: | 153.60 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 08:00 | km/h: | 19.20 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Wrocław - Karpacz
Piątek, 8 lipca 2011 | dodano:09.07.2011Kategoria >100
Trasa przebiegała mniej więcej tak:
Wyruszyłem w piątek przed 6. Mały ruch, pogoda w sam raz - nie za ciepło, nie za zimno. Deszczyk w okolicach Jeleniej Góry troszkę schłodził. N miejsce dojechałem godzinę przed resztą grupy, która podróżowała autobusem.
Wyruszyłem w piątek przed 6. Mały ruch, pogoda w sam raz - nie za ciepło, nie za zimno. Deszczyk w okolicach Jeleniej Góry troszkę schłodził. N miejsce dojechałem godzinę przed resztą grupy, która podróżowała autobusem.
Dane wycieczki:
Km: | 139.71 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:15 | km/h: | 22.35 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1020m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
bardzo ciepło!
Niedziela, 22 maja 2011 | dodano:22.05.2011Kategoria >100
Nareszcie piękna pogoda. Wyjechałem koło 11. Było tak ciepło, że po 30km zdjąłem koszulkę (założyłem ponownie na 80 km.) i troszkę strzaskałem ciałko. Zaplanowane miałem jakieś 50 km, reszta miała być dobrana wg samopoczucia. A że jechało się cudownie, przejechałem setkę. Bardzo przyjemnie jeździ się podrzędnymi dróżkami wiejskimi - zero ruchu, piękna przyroda, świeże powietrze!
Była to pierwsza dłuższa przejażdżka w SPD i muszę przyznać, że efekty są namacalne - licznik wyświetlał prędkość o 3-4 km większą niż zwykle, co przełożyło się na dosyć wysoką jak na mnie średnią prędkość.
Dom - Pawłowice - Siedlec - Tokary - Łozina - Bierzyce - Zaprężyn - Krakowiany - Boleścin - Tarnowiec - Cielęcin - Rzędziszowice - Siekierowice - Dobroszyce - Oleśnica - Ligota Wielka - Dziuplina - Miłoszyce - Dobrzykowice - Kiełczówek - dom
Była to pierwsza dłuższa przejażdżka w SPD i muszę przyznać, że efekty są namacalne - licznik wyświetlał prędkość o 3-4 km większą niż zwykle, co przełożyło się na dosyć wysoką jak na mnie średnią prędkość.
Dom - Pawłowice - Siedlec - Tokary - Łozina - Bierzyce - Zaprężyn - Krakowiany - Boleścin - Tarnowiec - Cielęcin - Rzędziszowice - Siekierowice - Dobroszyce - Oleśnica - Ligota Wielka - Dziuplina - Miłoszyce - Dobrzykowice - Kiełczówek - dom
Dane wycieczki:
Km: | 100.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:42 | km/h: | 27.14 |
Pr. maks.: | 63.60 | Temperatura: | 27.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Swięty Krzyż
Czwartek, 5 maja 2011 | dodano:05.05.2011Kategoria >100, Świętokrzyskie 2011
Pogoda nadal nie zachęcała do pedałowania. Ale cóż, w zasadzie nie chciałem stracić dnia urlopu, przeznaczonego właśnie na kręcenie. Święty Krzyż jest niejako symbolem Gór Świętokrzyskich i ten szczyt był moim dzisiejszym celem. Wyruszyłem bez przekonania około 11. Arktyczny wiatr w twarz powodował, że w dużym dyskomforcie, wolnym tempem przemieszczałem się do przodu. Duży chłód i pierwsze krople deszczu spowodowały, że już w Waśniowie rozważałem powrót. No ale dałem sobie czas do Nowej Słupi na ostateczną decyzję.
Będąc w Słupi było już tak blisko, że musiałem dojechać do celu. Zaraz jednak pojawiły się problemy natury logistycznej - remont drogi, która była nieprzejezdna nawet dla rowerów, gdyż w trakcie budowy było przejście podziemne dla zwierzyny (był to obszar Świętokrzyskiego Parku Narodowego). Przecisnąłem się jakoś lasem, a wracając na remontowany odcinek po kostki ugrzązłem w masie błotno - żwirowej. Buty wypłukałem w pobliskim strumyku. Potem odbiłem na Święty Krzyż - ok 5 km wspinaczki.
Na 2 kilometry przed szczytem zaczął padać deszczyk, który po chwili zmienił się w... ŚNIEG!!! No pięknie myślę... Przy padającym śnieżku dojechałem na górę, gdzie zaświeciło piękne słońce!
Zmieniłem przemoczone koszulki (z krótkim i długim rękawkiem) na bluzę. Okazało się, że dużo lepiej ogrzewa ciało. Chwilę porozmawiałem jeszcze z rowerzystą z Warszawy, który wraz z grupą podróżował po Górach Świętokrzyskich i puściłem się w bardzo przyjemny zjazd w dół. Postanowiłem nie wracać przez nieprzejezdny odcinek w kierunku Nowej Słupi i przez Czaplów i Makoszyn skierowałem się w kierunku Łagowa.
Na tym odcinku słonko świeciło, wiatr już nie przeszkadzał, tereny piękne, jechało się więc wyśmienicie. Gorzej już było na DK74, na której nie było pobocza i gęsto jeżdżące TIRy budziły we mnie wielką trwogę. Po drodze kolejne opady deszczu, jednak prędkość oscylowała pomiędzy 40 a 50 km/h (co w znacznej mierze było zasługą TIRów). Za ich "zasługą" parokrotnie lądowałem też na poboczu.
Od Opatowa aura dorzuciła jeszcze do swojego repertuaru trochę gradu.
W oddali cel wycieczki© Nomisek
Będąc w Słupi było już tak blisko, że musiałem dojechać do celu. Zaraz jednak pojawiły się problemy natury logistycznej - remont drogi, która była nieprzejezdna nawet dla rowerów, gdyż w trakcie budowy było przejście podziemne dla zwierzyny (był to obszar Świętokrzyskiego Parku Narodowego). Przecisnąłem się jakoś lasem, a wracając na remontowany odcinek po kostki ugrzązłem w masie błotno - żwirowej. Buty wypłukałem w pobliskim strumyku. Potem odbiłem na Święty Krzyż - ok 5 km wspinaczki.
Na podjeździe na Święty Krzyż© Nomisek
Na 2 kilometry przed szczytem zaczął padać deszczyk, który po chwili zmienił się w... ŚNIEG!!! No pięknie myślę... Przy padającym śnieżku dojechałem na górę, gdzie zaświeciło piękne słońce!
Święty Krzyż - widok w kierunku Nowej Słupi© Nomisek
Święty Krzyż - nadajnik telewizji TVP© Nomisek
Zmieniłem przemoczone koszulki (z krótkim i długim rękawkiem) na bluzę. Okazało się, że dużo lepiej ogrzewa ciało. Chwilę porozmawiałem jeszcze z rowerzystą z Warszawy, który wraz z grupą podróżował po Górach Świętokrzyskich i puściłem się w bardzo przyjemny zjazd w dół. Postanowiłem nie wracać przez nieprzejezdny odcinek w kierunku Nowej Słupi i przez Czaplów i Makoszyn skierowałem się w kierunku Łagowa.
Bociany w Czaplowie :)© Nomisek
Na tym odcinku słonko świeciło, wiatr już nie przeszkadzał, tereny piękne, jechało się więc wyśmienicie. Gorzej już było na DK74, na której nie było pobocza i gęsto jeżdżące TIRy budziły we mnie wielką trwogę. Po drodze kolejne opady deszczu, jednak prędkość oscylowała pomiędzy 40 a 50 km/h (co w znacznej mierze było zasługą TIRów). Za ich "zasługą" parokrotnie lądowałem też na poboczu.
Opatów - Marcinkowice© Nomisek
Od Opatowa aura dorzuciła jeszcze do swojego repertuaru trochę gradu.
Dane wycieczki:
Km: | 112.45 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:00 | km/h: | 22.49 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 920m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Wrocław - Ostrowiec Świętokrzyski - etap drugi
Niedziela, 1 maja 2011 | dodano:02.05.2011Kategoria >100, Świętokrzyskie 2011
Zawiercie - Staszów
Niedługo cieszyłem się ze świeżo wypranego ubrania. Mocno zachmurzone niebo, po chwili zrzuciło na mnie pierwsze krople. Po kilku kilometrach deszcz zgęstniał, wiatr się wzmógł, nawet radio nie mogło złapać żadnej stacji... Perspektywa kilku godzin w deszczu lekko podłamała mnie psychicznie, ale wtedy właśnie po raz kolejny pomyślałem sobie o mojej dedykacji i załamanie minęło w jednej chwili. Kilometry przybywały bardzo powoli, ale w Żarnowcu pogoda zlitowała się nade mną i przestało padać. Jeszcze tylko wiatr pozostał. Niestety w twarz. I tak mijałem kolejne wioski, piękne krajobrazy. Dolina Nidy zrobiła na mnie duże wrażenie. Od Pińczowa pojawiło się trochę słońca i im bliżej celu jechał się lepiej! Od Stopnicy jak na skrzydłach dojechałem do Staszowa.
Niedługo cieszyłem się ze świeżo wypranego ubrania. Mocno zachmurzone niebo, po chwili zrzuciło na mnie pierwsze krople. Po kilku kilometrach deszcz zgęstniał, wiatr się wzmógł, nawet radio nie mogło złapać żadnej stacji... Perspektywa kilku godzin w deszczu lekko podłamała mnie psychicznie, ale wtedy właśnie po raz kolejny pomyślałem sobie o mojej dedykacji i załamanie minęło w jednej chwili. Kilometry przybywały bardzo powoli, ale w Żarnowcu pogoda zlitowała się nade mną i przestało padać. Jeszcze tylko wiatr pozostał. Niestety w twarz. I tak mijałem kolejne wioski, piękne krajobrazy. Dolina Nidy zrobiła na mnie duże wrażenie. Od Pińczowa pojawiło się trochę słońca i im bliżej celu jechał się lepiej! Od Stopnicy jak na skrzydłach dojechałem do Staszowa.
Staszów© Nomisek
Dane wycieczki:
Km: | 152.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:45 | km/h: | 22.56 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 460m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Wrocław - Ostrowiec Świętokrzyski - etap pierwszy
Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano:02.05.2011Kategoria >100, Świętokrzyskie 2011, >200
PROLOG
Równo rok temu przeszedłem operację kolana, po której przez 3 tygodnie nie byłem w stanie funkcjonować samodzielnie, przez kolejne kilka tygodni skazany byłem na opiekę. Przez ten ciężki dla mnie okres moglem liczyć na moją żonę, która wykazała nadludzką siłę i cierpliwość poświęcając dla mnie cały swój czas, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Jej też chciałem zadedykować tę wyprawę.
Może dla niektórych te kilometry nic nie znaczą, ale dla mnie jest to jakiś wyczyn.
Pierwszy etap - Wrocław - Zawiercie
Po piątkowych przygotowaniach (pakowanie, prowiant) wstałem o 4.45 i po śniadanku wyruszyłem w trasę o 5.30. Już na pierwszych kilometrach pojawiły się problemy techniczne - spadała mi torba mocowana na kierownicy. Szybko jednak zastosowałem rozwiązanie, które sprawdziło się w 100%. Jechało się świetnie, pomimo lekkiego wiatru w twarz. Szybko okazało się, że wytyczona przeze mnie trasa prowadzi nie tylko przez drogi asfaltowe, ale i gruntowe. Tak było od Rogalic do Mąkoszyc, a później z Pokoju do Murowa. Pomyliłem także drogę w Zagwiździu i aby dojechać do trasy, ok. 5 km przejechałem prze las (Grabice - Budkowice Stare). Duży uśmiech na mojej twarzy wywołała niemiecka nazwa miasta Dobrodzień, która brzmi po prostu Gutentag :). Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie Lubliniec, który ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć ścieżek rowerowych. Przez całe miasto po nich jechałem, ciągnęła się również przez wiele kilometrów za miastem w kierunku Koszęcina. Ostatnie 40 km przejechane w deszczu, miejscami bardzo obfitym, oraz burzą. Do Zawiercia dojechałem przemoczony do suchej nitki, ale w bardzo dobrej kondycji. Ciocia czekała na mnie z zalewajką i naleśnikami z serem, a na deser sernik i piwko!
Na trasie miałem tylko jeden kryzys, pomiędzy 160 a 170 km, ale posiłek makaronowy spowodował szybką regenerację!
Równo rok temu przeszedłem operację kolana, po której przez 3 tygodnie nie byłem w stanie funkcjonować samodzielnie, przez kolejne kilka tygodni skazany byłem na opiekę. Przez ten ciężki dla mnie okres moglem liczyć na moją żonę, która wykazała nadludzką siłę i cierpliwość poświęcając dla mnie cały swój czas, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Jej też chciałem zadedykować tę wyprawę.
Może dla niektórych te kilometry nic nie znaczą, ale dla mnie jest to jakiś wyczyn.
Pierwszy etap - Wrocław - Zawiercie
Po piątkowych przygotowaniach (pakowanie, prowiant) wstałem o 4.45 i po śniadanku wyruszyłem w trasę o 5.30. Już na pierwszych kilometrach pojawiły się problemy techniczne - spadała mi torba mocowana na kierownicy. Szybko jednak zastosowałem rozwiązanie, które sprawdziło się w 100%. Jechało się świetnie, pomimo lekkiego wiatru w twarz. Szybko okazało się, że wytyczona przeze mnie trasa prowadzi nie tylko przez drogi asfaltowe, ale i gruntowe. Tak było od Rogalic do Mąkoszyc, a później z Pokoju do Murowa. Pomyliłem także drogę w Zagwiździu i aby dojechać do trasy, ok. 5 km przejechałem prze las (Grabice - Budkowice Stare). Duży uśmiech na mojej twarzy wywołała niemiecka nazwa miasta Dobrodzień, która brzmi po prostu Gutentag :). Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie Lubliniec, który ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć ścieżek rowerowych. Przez całe miasto po nich jechałem, ciągnęła się również przez wiele kilometrów za miastem w kierunku Koszęcina. Ostatnie 40 km przejechane w deszczu, miejscami bardzo obfitym, oraz burzą. Do Zawiercia dojechałem przemoczony do suchej nitki, ale w bardzo dobrej kondycji. Ciocia czekała na mnie z zalewajką i naleśnikami z serem, a na deser sernik i piwko!
Na trasie miałem tylko jeden kryzys, pomiędzy 160 a 170 km, ale posiłek makaronowy spowodował szybką regenerację!
Dane wycieczki:
Km: | 222.20 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 09:05 | km/h: | 24.46 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 490m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Trzebnica - Oborniki Śląskie - Brzeg Dolny
Sobota, 23 kwietnia 2011 | dodano:23.04.2011Kategoria >100
Piękna pogoda, przyroda ożywa, zieleń i kwitnące drzewa już niemal wszędzie. Pomimo wiaterku jechało się świetnie, dopóki za Obornikami (na 50 km) nie złapałem snejka. Na szczęście miałem zestaw naprawczy, skleiłem dętkę, ale okazało się, że rozwaliła się opona, nadgryziona już zębem czasu. Aby uniknąć ponownego przebicia, podpompowałem tylko nieznacznie, aby tylko dało się jechać. Na takim flaku jechało się już nieco ciężej, nie wspominając, że rower prowadził się nienajlepiej. W Urazie gdy zatrzymałem się pod sklepem dokupić picie, okazało się, że nie wziąłem pieniędzy i tak ostatnie 25 km jechałem na sucho.
Dom - Siedlec - Skarszyn - Boleścin - Zawonia - Trzebnica - Oborniki Śl. - Bukowice - Brzeg Dolny - Uraz - Kotowice - Szewce - Dom
Dom - Siedlec - Skarszyn - Boleścin - Zawonia - Trzebnica - Oborniki Śl. - Bukowice - Brzeg Dolny - Uraz - Kotowice - Szewce - Dom
Dane wycieczki:
Km: | 111.17 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:39 | km/h: | 23.91 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | 24.0 | HRmax: | 171( 89%) | HRavg | 143( 74%) |
Kalorie: | 4081kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
II Rajd Rowerowy ,,Śladami Ryszarda Szurkowskiego"
Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano:16.04.2011Kategoria >100, w towarzystwie
O g. 7.00 stawiłem się na umówione spotkanie na Zakrzowie, po chwili nadjechał Rafał i spokojnym tempem ruszyliśmy do Krośnic na rajd. Na miejsce dotarliśmy 15 min. przed 10, dostaliśmy nry startowe i tuż po 10 wystartowaliśmy.
Po chwili stwierdziliśmy, że musimy przesunąć się nieco do przodu, ale gdy po jakimś czasie obejrzałem się za siebie Rafała tam nie było :) Wyprzedziłem kogo się dało i dołączyłem się do jakiejś grupki, od której po kilku minutach postanowiłem się oderwać. Podłączył się do mnie sympatyczny rowerzysta z okolic Milicza, z którym przegadaliśmy resztę trasy. Na mecie czekała gorąca grochówka (zjadłem dwa talerze).
Po dłuższym odpoczynku w oczekiwaniu na losowanie nagród (ostatecznie nie udało nam się wylosować roweru) przez Twardogórę i Oleśnicę wróciliśmy do Wrocławia.
Dom - Siedlec - Łozina - Ludgierzowice - Złotów - Bukowice - Krośnice - (RAJD) - Twardogóra - Oleśnica - Kiełczów - Dom
Przed startem w Rajdzie w Krośnicach© Nomisek
Po chwili stwierdziliśmy, że musimy przesunąć się nieco do przodu, ale gdy po jakimś czasie obejrzałem się za siebie Rafała tam nie było :) Wyprzedziłem kogo się dało i dołączyłem się do jakiejś grupki, od której po kilku minutach postanowiłem się oderwać. Podłączył się do mnie sympatyczny rowerzysta z okolic Milicza, z którym przegadaliśmy resztę trasy. Na mecie czekała gorąca grochówka (zjadłem dwa talerze).
Mistrz podpisuje Dyplom© Nomisek
Z Ryszardem Szurkowskim© Nomisek
Po dłuższym odpoczynku w oczekiwaniu na losowanie nagród (ostatecznie nie udało nam się wylosować roweru) przez Twardogórę i Oleśnicę wróciliśmy do Wrocławia.
Dom - Siedlec - Łozina - Ludgierzowice - Złotów - Bukowice - Krośnice - (RAJD) - Twardogóra - Oleśnica - Kiełczów - Dom
Dane wycieczki:
Km: | 148.68 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:13 | km/h: | 23.92 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 0.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys - SAPHIX |
Pękła seta
Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano:10.04.2011Kategoria >100
Od czwartku z niepokojem obserwowałem wiatr. A wiało strasznie. Dziś stwierdziłem ze wiatr nieco osłab, więc koło 11 wyruszyłem na trasę, którą dzisiaj miało być pierwsze 50 km trasy, którą planuję zrobić na weekend majowy. 2 banany, 3 batoniki i kanapka w sakwę i w drogę. Szybko zorientowałem się, że wiatr jednak jest i to dosyć mocny. Początkowo się tym nie przejmowałem, bo wiał mi głównie w plecy. Przez Dobrzykowice, Miłoszyce dotarłem do Biskupic Oławskich, po czym dotarłem do Rogalic, czyli osiągnąłem zaplanowany cel. Średnia z tego odcinka to 30,2 km/h. Po drodze zaobserwowałem burzę piaskową, a w miejscu nawrotu dwa bociany w gnieździe. W pierwszej chwili myślałem że sztuczne, bo się w ogóle nie poruszały.
W drodze powrotnej, zboczyłem lekko z trasy, aby się posilić.
Niestety nie wjechałem zbyt głęboko w las, aby podziwiać krajobrazy, może kiedyś tu wrócę. Dalsza droga to nieustanny wiatr w twarz, raz mocniejszy (na otwartych przestrzeniach, a raz słabszy (w lesie).Prędkość wahała się w zakresie 15-25 km/h. Mimo wiatru jechało się świetnie. Siła jest, kondycja też, jeszcze trochę wytrzymałości i będzie dobrze!
Dom - Wilczyce - Dobrzykowice - Miłoszyce - Jelcz-Laskowice - Biskupice Oławskie - Rogalice - Biskupice Oławskie - Janików - Jelcz-Laskowice - Czernica - Wrocław - Wilczyce - dom
Bociany w rogalicach© Nomisek
Burza piaskowa przed Borucicami© Nomisek
W drodze powrotnej, zboczyłem lekko z trasy, aby się posilić.
Słobrawski Park Krajobrazowy© Nomisek
Niestety nie wjechałem zbyt głęboko w las, aby podziwiać krajobrazy, może kiedyś tu wrócę. Dalsza droga to nieustanny wiatr w twarz, raz mocniejszy (na otwartych przestrzeniach, a raz słabszy (w lesie).Prędkość wahała się w zakresie 15-25 km/h. Mimo wiatru jechało się świetnie. Siła jest, kondycja też, jeszcze trochę wytrzymałości i będzie dobrze!
Dom - Wilczyce - Dobrzykowice - Miłoszyce - Jelcz-Laskowice - Biskupice Oławskie - Rogalice - Biskupice Oławskie - Janików - Jelcz-Laskowice - Czernica - Wrocław - Wilczyce - dom
Dane wycieczki:
Km: | 102.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:05 | km/h: | 25.18 |
Pr. maks.: | 45.80 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | 183( 95%) | HRavg | 152( 79%) |
Kalorie: | 3902kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys - SAPHIX |